Chciałbym was poinformować, że zmieniam nieco koncepcje w porównaniu z ostatnim wpisem z cyklu: Magiczne podwórko. Stwierdziłem, że opisywanie meczów po pierwsze może was zanudzić, a po drugie nie zachęca do czytania osób, które poświęciły już swój czas na ich oglądanie. Od teraz wpisy będą nieco krótsze, ale wydaje mi się, że bardziej treściwe- bogate w obserwacje, statystyki i wnioski. Mam nadzieję, że przypadnie wam to do gustu.
Tyle tytułem wstępu. Przypomnijmy sobie spotkania rozegrane przez Orlando Magic w tym tygodniu:
Orlando Magic 87:92 Chicago Bulls
Orlando Magic 103:94 New Orleans Pelicans
Orlando Magic 114:119 Houston Rockets
Toronto Raptors 87:92 Orlando Magic
Orlando Magic 105:97 Philadelphia 76ers
Tak jak już mówiłem- terminarz w minionym tygodniu nie rozpieszczał Orlando Magic. Tym bardziej cieszy fakt, że udało im się odnieść zwycięstwa (bez rozrywania rękawków, panie LeBron) nad doświadczonymi przez kontuzje Pelikanami oraz dominującymi, jak dotąd, na wschodzie Toronto Raptors. Wyjazd do miasta braterskiej miłości przez wielu traktowany był w kategoriach formalności, ale pokazał on, że nawet nastawionej na tankowanie ekipy z Philadelphi nie można lekceważyć.
Trudno ocenić przegrane spotkania z Chicago oraz Houston. Z jednej strony porażka to zawsze porażka i w bilansie widać tylko dodatkową cyferkę z tyłu. Ale wydaje mi się, że możemy spojrzeć na to trochę bardziej pozytywnie. Magic są młodą ekipą, która tak na prawdę dopiero zaczyna wychodzić z okresu przebudowy. Dopiero teraz w organizacji zaczyna się układanie ogniw na właściwych miejscach. W związku z tym, że nie są oni drużyną pokroju Cavaliers, czy San Antonio, to nie należy rozpatrywać wszystkich spotkań w kategoriach zwycięstwa lub porażki. Musimy zwracać uwagę przede wszystkim na czynione postępy, bo to one gwarantują lepszy bilans w przyszłości. Chyba każdy przyzna, że ten postęp widać, a przegrane spotkania z wymagającymi przeciwnikami były w zasięgu Orlando Magic i z tego powinniśmy być usatysfakcjonowani. Zadowoleni będziemy dopiero wtedy, kiedy przyjdą upragnione zwycięstwa.
Przyznam się, że w tym tygodniu obejrzałem tylko część meczów- z Bulls, Pelicans oraz Raptors, więc w dużej mierze moje wnioski opierał będę na tych właśnie spotkaniach (nie ma co bić piany i wymyślać niestworzone rzeczy).
Zacznę od rotacji. Jak pewnie zauważyliście, trener Scott Skiles od początku sezonu zaczyna spotkania według utartego schematu: Payton-Oladipo-Fournier-Harris-Vucevic (nie licząc meczów opuszczonych przez Vucevica z powodu kontuzji, w których zastąpił go Dedmon). Ta podstawowa rotacja w dużej mierze spełnia swoje zadanie, ale mam do niej kilka zastrzeżeń.
Wydaje się, że trener powinien popróbować też innych wyjściowych wariantów, przynajmniej w spotkaniach z potencjalnie mniej wymagającymi przeciwnikami, jak np. Philadelphia, czy w środę z LA Lakers. Moim pierwszym kandydatem jest piątka: Payton-Oladipo-Harris-Gordon-Vucevic. Już słyszę krytyczne głosy mówiące, że przecież Fournier jest jak dotąd najlepszym strzelcem zespołu. Trudno się z tym nie zgodzić, przecież statystyki mówią same za siebie. Ale uważam, że Francuz byłby w stanie dać Orlando Magic podobną ilość punktów wchodząc z ławki, nawet te kilka minut więcej niż jest to przyjęte dla rezerwowych. Pamiętacie JJ Redicka? Był on niezawodną opcją z ławki Orlando Magic, którzy zawsze mogli liczyć na jego celne trójki. Evan bardzo mi go przypomina.
Kolejnym argumentem jest potrzeba większego uaktywnienia Tobiasa Harrisa, który obecnie wychodzi jako PF. Widać, że całkiem dobrze czuje się w tej roli, ale oglądając spotkania Magic możemy dojść do wniosku, że zbyt często schodzi on do gry w low post, gdzie: po pierwsze ze skutecznością jest różnie, po drugie zamiast rozciągać obrońców podkoszowych rywala dla Vucevica, on zagęszcza tę strefę.
Shot chart Tobiasa Harrisa |
Koniec końców to Tobias dostaje w Orlando największą wypłatę- 16 mln $, i powinniśmy wymagać od niego o wiele większego wypływu na ofensywę Magic.
Co więcej, z Gordonem na 4 nie powinniśmy się obawiać o rozciąganie obrony dla Vucevica. Wszak Aaron również potrafi rzucić za trzy.
Czas przejść do poszczególnych zawodników. Dobrze wiecie, że najcięższe życie w NBA mają pierwszoroczniacy. U mnie nie będzie wyjątków ani taryfy ulgowej. Dlatego zaczynamy ponownie od Mario Hezonji, który w ostatnich pięciu spotkaniach notował średnio 4 punkty, spędzając na parkiecie około 12 minut.
Shot chart Mario Hezonji |
Właściwie niewiele zmieniło się w grze Super Mario od pierwszego tygodnia rozgrywek. Wiele osób, które z miejsca typowały go na pewna strzelbę, przynajmniej wchodzącą z ławki, w szeregach Magic, musiało zweryfikować swoje stanowisko. Nie chcę umniejszać mu talentu. Cały czas powtarzam, że ofensywa stoi u niego na wysokim poziomie, co możemy zobaczyć chociażby po instynktownym parciu na kosz, czy szybkim składaniu się do rzutów.
Niestety Mario, jak na razie, wygląda bardziej jak zagubione w supermarkecie dziecko, niż snajper bez psychiki, na którego był kreowany. Nie będę się już czepiał obrony, bo każdy przyzna, że nad tym musi on po prostu popracować. Ale na atakowanej stronie parkietu Hezonja zbyt często podejmuje złe decyzje: mało podaje w tym często niecelnie, bez większego zastanowienia szarżuje na kosz, rzuca trójki sprzed twarzy rywala (jak wpadnie to tylko się cieszyć! Problem w tym, że częściej nie wpada...).
Na plus możemy zaliczyć mu występ przeciwko Toronto Raptors i duże starania poczynione przy pilnowaniu DeMarre'a DeRozana.
Nie pozostaje nam nic innego niż czekanie na przełamanie się świeżaka.
W dzisiejszym wpisie chciałbym poświęcić więcej miejsca zawodnikom drugoplanowym.
Swoje pięć minut w pierwszym składzie dostał Dewayne Dedmon, który zastępował kontuzjowanego Nikole Vucevica. Trzeba docenić jego ogromne zaangażowanie po obu stronach parkietu. Fakt, że brakuje mu takich umiejętności ofensywnych jakimi dysponuje podstawowy center Orlando Magic, ale wielkim atutem Dedmona jest motoryka i szybkość. Z nim na boisku Orlando mogą grać więcej szybkich pic&rolli, których ewidentnie brakuje im wtedy, kiedy na parkiecie gra Vucevic, który roluje pod kosz o wiele wolniej lub schodzi do low post, ewentualnie rzuca z pół dystansu. Zobaczcie urywki spotkania z Pelikanami lub z Raptors i przekonajcie się o jego pozytywnym wpływie na tempo ofensywy Magic.
Jeśli chodzi o obronę, to Dedmon robi co może często uciekając się do faulowania przeciwnika. Posiadanie na koncie 5 lub nawet 6 przewinień to u niego norma, ale należy odnotować jego duży wkład w obronę Jonasa Valanciunasa, który w meczu przeciwko Magic zanotował jedynie 8 punktów.
Jasnymi punktami w rotacji trenera Skilesa są CJ Watson oraz Jason Smith, gracze podpisani tego lata. Na prawdę wielce podoba mi się postawa obu zawodników.
CJ jest graczem, który potrafi wybiegać sobie wolną pozycję na dystansie, a w razie potrzeby skutecznie obsłuży kolegów dokładnym podaniem. Uważam, że środkowi Orlando powinni więcej korzystać z wolnego Watsona na dystansie i częściej wcielać w życie taktykę inside-outside. ponieważ zbyt często pozostaje on bez piłki w dogodnej pozycji na obwodzie.
Z kolei Jason Smith idealnie potrafi zastąpić Nikole Vucevica w egzekwowaniu zagrywek pick and pop. Wielokrotnie możemy być świadkami jego małej serii strzeleckiej z dalszego półdystansu.
Ostatnim spostrzeżeniem dotyczącym całej ekipy jest zbyt rzadkie ustawianie zasłon dla strzelców, którzy specjalizują się w catch and shoot- Fournier, Hezonja, Watson. Orlando Magic zbyt często grają izolację dla Vucevica, który zamiast przepychać się w low post mógłby umożliwić wyjście na czystą pozycję rasowym snajperom. Zawsze dwa punkty są więcej warte niż trzy.
Tyle na dzisiaj, dzięki za uwagę! Czekam na waszą opinię w komentarzach. Do zobaczenia za tydzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz