Chapeau bas Panie Riley! Nie spodziewałem się, że Brylantowy Brylantynowy Pat po cichu złoży w obecnym offseason ekipę, która jest w stanie walczyć o finał NBA z ramienia wschodu. Przypomnijmy, że pierwszym stealem prezydenta Miami Heat był wybór w drafcie Justise'a Winslowa- świetnego atlety z bardzo dobrym instynktem na bronionej połowie. Moim zdaniem, draftowy nabytek Heat może za kilka lat stać się pierwszą opcją drużyny z Florydy. Kolejnymi ruchami, które nie wzbudziły zdziwienia wobec fanów były przedłużenia kontraktów Gorana Dragica oraz Dwyane'a Wade'a. Słoweński rozgrywający od początku zagościł w wyjściowej piątce Miami oraz, co więcej, poprawił swoje osiągnięcia i wpasował się w filozofię gry Erika Spoelstry. Zaś zatrzymanie w organizacji D-Wade'a było kwestią nie budzącą wątpliwości- chyba nikt nie wyobraża sobie Flasha, biegającego w koszulce jakiejkolwiek innej drużyny po parkiecie. Gdy w grę wchodzi nie tylko talent, ale i świetny marketing, to wyłożenie grubej kasy na stół jest obowiązkiem każdego menadżera. Ale dopiero w ostatnich dniach Pat Riley dokonał dwóch posunięć, których spodziewała się z pewnością tylko garstka zagorzałych kibiców Miami Heat. Do organizacji oficjalnie dołączyli Amar'e Stoudemire oraz Gerald Green. Co prawda obaj gracze znajdują się w okolicach 30 roku życia, ale mogą wnieść dużo świeżości z ławki podczas gry w Miami. 6-krotny All Star, jakim jest STAT, na pewno ma w pamięci to, jak świetny duet tworzył ze Stevem Nashem podczas gry w Phoenix Suns i zapewniam was, że razem z Goranem Dragicem mogą dać nam namiastkę tego, co mogliśmy oglądać w latach 2002-2010. Interesująca może być również taktyka rotacji pod koszem zawodników: Bosha, Whiteside'a oraz Stoudemire'a. Powyższa mieszanka młodości, doświadczenia, wykończeń w okolicach obręczy oraz rzutu z dystansu, będzie mogła stać się niemałą zagwozdką dla trenerów przeciwnych drużyn. Jedyne o co możemy się martwić do zdrowie Amar'e, który w najlepszym wypadku będzie mógł spędzać na parkiecie około 15 minut. Kolejnym nazwiskiem w układance prezydenta Miami Heat jest Gerald Green, który jest w posiadaniu największej petardy w nogach w całej lidze. Jego misja jest prosta: być dobrym zmiennikiem, pod każdym względem, dla D-Wade'a, którego kolana zaczynają coraz bardziej skrzypieć oraz dla Luola Denga. Czy po roku posuchy spowodowanej odejściem króla Jamesa, Miami Heat zdołają wspiąć się w górę ligowej tabeli?
Cały koszykarski świat znalazł wreszcie odpowiedź, kto pokieruje, z pozycji numer jeden, Dallas Mavericks. Będzie to Deron Williams, który doszedł do porozumienia z władzami Brooklyn Nets w sprawie wykupienia jego kontraktu. Rozgrywający będzie mógł odejść do innej ekipy. Gdyby taka informacja została podana w 2010 roku, to wielu fanom najlepszej ligi świata opadłyby szczęki. Niestety,obecnie, Deron Williams jest cieniem siebie sprzed 5 lat, choć zdarzają mu się przebłyski formy, jak w czwartym meczu tegorocznych play-offs (35 pkt, 7 ast). Ciężko jest przewidzieć, czy Williams ustabilizuje w końcu swoją kondycję. Osobiście w to nie wierzę. Tym bardziej, że dla każdego rozgrywającego pierwszym motorem napędowym jest środkowy, który powinien wykańczać akcję po dobrym podaniu lub umożliwiać penetrację pod obręcz. Niestety, dla Derona Williamsa, najprawdopodobniej w wyjściowej piątce na pozycji centra w Dallas Mavericks, zobaczymy zdrewniałego Zaze Pachulie, który został wytransferowany z ekipy Milwaukee Bucks. Nadziei nie widać również na pozycji numer 4, gdzie w pierwszym składzie bezapelacyjnie wychodzić będzie Dirk Nowitzki, który dobił do 37 roku życia i nie grzeszy szybkością oraz atletyzmem. Drużyna z Teksasu jeszcze długo odczuwać będzie reperkusje po zmianie zdania przez DeAndre Jordana.
Kolejnym doniesieniem zza oceanu jest to, że Jeremy Lin- gwiazda 5 minut- od przyszłego sezonu reprezentować będzie barwy Charlotte Hornets, na mocy dwuletniego kontraktu, opiewającego na 4 mln USD. Kto z nas nie pamięta początku roku 2012, kiedy ten tajwańskiego pochodzenia rozgrywający poprowadził ekipę New York Knicks do siedmiu zwycięstw z rzędu, samemu osiągając niebagatelne statystyki. Tym samym budząc w wielu kibicach NBA dziecięce marzenia o dostaniu choćby 5 minut na grę w najlepszej lidze świata. Niestety piękny sen skończył się tak szybko, jak się zaczął i Jeremy Lin, po serii znakomitych występów i po, budzącym nadzieję, transferze w szeregi Houston Rockets, stał się podrzędnym rozgrywającym, który najprawdopodobniej otrzyma w Hornets rolę zmiennika dla Kemby Walkera. Kemba jest zawodnikiem o ustabilizowanej formie, przystępnym przeglądem pola, dobrej smykałce do rzutu oraz bardzo dobrym atletyzmie. Nic dziwnego, że to on otrzyma rolę w pierwszej piątce. Czy ten ruch opłaci się sternikom z Charlotte? Jedno jest pewne: fani Szerszeni nie powinni łudzić się, że Jeremy jeszcze raz zaprezentuje swoje show z 2012 roku.
Jak wy oceniacie ostatnie ruchy na rynku wolnych agentów? Czekamy na wasze opinie w komentarzach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz