sobota, 11 lipca 2015

Żar jeszcze się tli, Dallas starają się otrzeć łzę po DJ.


Po jednodniowej przerwie na złapanie oddechu znowu zapraszam was na przegląd minionych dni offseason. Po podpisaniu LaMarcusa Aldridga przez Spurs i figlarskiej zagrywce DeAndre Jordana myślałem, że sezon ogórkowy ucichnie na kilka dni. Nic bardziej mylnego, gdyż kilka znanych nazwisk zmieniło barwy klubowe. Usiądźcie wygodnie i czytajcie!

Chapeau bas Panie Riley! Nie spodziewałem się, że Brylantowy Brylantynowy Pat po cichu złoży w obecnym offseason ekipę, która jest w stanie walczyć o finał NBA z ramienia wschodu. Przypomnijmy, że pierwszym stealem prezydenta Miami Heat był wybór w drafcie Justise'a Winslowa- świetnego atlety z bardzo dobrym instynktem na bronionej połowie. Moim zdaniem, draftowy nabytek Heat może za kilka lat stać się pierwszą opcją drużyny z Florydy. Kolejnymi ruchami, które nie wzbudziły zdziwienia wobec fanów były przedłużenia kontraktów Gorana Dragica oraz Dwyane'a Wade'a. Słoweński rozgrywający od początku zagościł w wyjściowej piątce Miami oraz, co więcej, poprawił swoje osiągnięcia i wpasował się w filozofię gry Erika Spoelstry. Zaś zatrzymanie w organizacji D-Wade'a było kwestią nie budzącą wątpliwości- chyba nikt nie wyobraża sobie Flasha, biegającego w koszulce jakiejkolwiek innej drużyny po parkiecie. Gdy w grę wchodzi nie tylko talent, ale i świetny marketing, to wyłożenie grubej kasy na stół jest obowiązkiem każdego menadżera. Ale dopiero w ostatnich dniach Pat Riley dokonał dwóch posunięć, których spodziewała się z pewnością tylko garstka zagorzałych kibiców Miami Heat. Do organizacji oficjalnie dołączyli Amar'e Stoudemire oraz Gerald Green. Co prawda obaj gracze znajdują się w okolicach 30 roku życia, ale mogą wnieść dużo świeżości z ławki podczas gry w Miami. 6-krotny All Star, jakim jest STAT, na pewno ma w pamięci to, jak świetny duet tworzył ze Stevem Nashem podczas gry w Phoenix Suns i zapewniam was, że razem z Goranem Dragicem mogą dać nam namiastkę tego, co mogliśmy oglądać w latach 2002-2010. Interesująca może być również taktyka rotacji pod koszem zawodników: Bosha, Whiteside'a oraz Stoudemire'a. Powyższa mieszanka młodości, doświadczenia, wykończeń w okolicach obręczy oraz rzutu z dystansu, będzie mogła stać się niemałą zagwozdką dla trenerów przeciwnych drużyn.  Jedyne o co możemy się martwić do zdrowie Amar'e, który w najlepszym wypadku będzie mógł spędzać na parkiecie około 15 minut. Kolejnym nazwiskiem w układance prezydenta Miami Heat jest Gerald Green, który jest w posiadaniu największej petardy w nogach w całej lidze. Jego misja jest prosta: być dobrym zmiennikiem, pod każdym względem, dla D-Wade'a, którego kolana zaczynają coraz bardziej skrzypieć oraz dla Luola Denga. Czy po roku posuchy spowodowanej odejściem króla Jamesa, Miami Heat zdołają wspiąć się w górę ligowej tabeli?


Cały koszykarski świat znalazł wreszcie odpowiedź, kto pokieruje, z pozycji numer jeden, Dallas Mavericks. Będzie to Deron Williams, który doszedł do porozumienia z władzami Brooklyn Nets w sprawie wykupienia jego kontraktu. Rozgrywający będzie mógł odejść do innej ekipy. Gdyby taka informacja została podana w 2010 roku, to wielu fanom najlepszej ligi świata opadłyby szczęki. Niestety,obecnie, Deron Williams jest cieniem siebie sprzed 5 lat, choć zdarzają mu się przebłyski formy, jak w czwartym meczu tegorocznych play-offs (35 pkt, 7 ast). Ciężko jest przewidzieć, czy Williams ustabilizuje w końcu swoją kondycję. Osobiście w to nie wierzę. Tym bardziej, że dla każdego rozgrywającego pierwszym motorem napędowym jest środkowy, który powinien wykańczać akcję po dobrym podaniu lub umożliwiać penetrację pod obręcz. Niestety, dla Derona Williamsa, najprawdopodobniej w wyjściowej piątce na pozycji centra w Dallas Mavericks, zobaczymy zdrewniałego Zaze Pachulie, który został wytransferowany z ekipy Milwaukee Bucks. Nadziei nie widać również na pozycji numer 4, gdzie w pierwszym składzie bezapelacyjnie wychodzić będzie Dirk Nowitzki, który dobił do 37 roku życia i nie grzeszy szybkością oraz atletyzmem. Drużyna z Teksasu jeszcze długo odczuwać będzie reperkusje po zmianie zdania przez DeAndre Jordana.


Kolejnym doniesieniem zza oceanu jest to, że Jeremy Lin- gwiazda 5 minut- od przyszłego sezonu reprezentować będzie barwy Charlotte Hornets, na mocy dwuletniego kontraktu, opiewającego na 4 mln USD. Kto z nas nie pamięta początku roku 2012, kiedy ten tajwańskiego pochodzenia rozgrywający poprowadził ekipę New York Knicks do siedmiu zwycięstw z rzędu, samemu osiągając niebagatelne statystyki. Tym samym budząc w wielu kibicach NBA dziecięce marzenia o dostaniu choćby 5 minut na grę w najlepszej lidze świata. Niestety piękny sen skończył się tak szybko, jak się zaczął i Jeremy Lin, po serii znakomitych występów i po, budzącym nadzieję, transferze w szeregi Houston Rockets, stał się podrzędnym rozgrywającym, który najprawdopodobniej otrzyma w Hornets rolę zmiennika dla Kemby Walkera. Kemba jest zawodnikiem o ustabilizowanej formie, przystępnym przeglądem pola, dobrej smykałce do rzutu oraz bardzo dobrym atletyzmie. Nic dziwnego, że to on otrzyma rolę w pierwszej piątce. Czy ten ruch opłaci się sternikom z Charlotte? Jedno jest pewne: fani Szerszeni nie powinni łudzić się, że Jeremy jeszcze raz zaprezentuje swoje show z 2012 roku.



Jak wy oceniacie ostatnie ruchy na rynku wolnych agentów? Czekamy na wasze opinie w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz