czwartek, 17 września 2015

EuroBasket 2015: ćwierćfinały (2/2)


Ilość emocji jaką walczące reprezentacje zaserwowały wczoraj kibicom była niewspółmiernie większa od ilości spotkań, które rozegrano tylko dwa. I tak z pary: Serbia-Czechy, bez większej niespodzianki awans wywalczyli ci pierwsi, a z pary: Włochy-Litwa, po bardzo zaciętym meczu to Litwini mogli schodzić z parkietu z tarczą. Sprawdźcie jak przebiegały wczorajsze pojedynki!
Nawiasem mówiąc, już dzisiaj zaczynają się półfinały Mistrzostw Europy, w których będziemy świadkami naprawdę elitarnej koszykówki w wykonaniu: Francji- obrońcy tytułu, Hiszpanii- złotych medalistów z 2009 i 2011 roku, Serbii- vice-mistrzów świata, oraz Litwy- vice-mistrzów Europy z ubiegłych zawodów. Jeżeli ktoś do tej pory patrzył z przymrużeniem oka na ten turniej, to serdecznie zapraszam na obejrzenie pojedynków o medale.


Serbia 89:75 Czechy


 Serbom, srebrnym medalistom ostatnich Mistrzostw Świata oraz głównym faworytom do zgarnięcia tytułu mistrza Europy, przyszło zmierzyć się w ćwierćfinale z Czechami, co, do których można pokusić się o miano "czarnego konia" turnieju- ta mieszanka zwiastowała nam interesujące widowisko. Dodatkowej pikanterii temu spotkaniu dodawały pojedynki indywidualne: Teodosic-Satoransky, czyli spotkanie dwóch najlepiej asystujących rozgrywających na turnieju, oraz pojedynek na linii Vesely-Raduljica, czyli konik dla amatorów twardej walki w pomalowanym. Obie ekipy rozpoczęły mecz na bardzo podobnych poziomach, dlatego kibice musieli poczekać kilka minut aż zawodnicy do końca rozgrzeją swoje mięśnie i nastawią celowniki. Żadna z drużyn specjalnie nie forsowała tempa i miała w pamięci, że o wiele lepiej jest dobrze zakończyć niż rozpocząć spotkanie. Jednak na szczególną uwagę zasługuje bardzo agresywna obrona, którą zafundowali Czechom Serbowie, wychodząc wysoko i skutecznie odcinając przeciwników od piłki. Po pierwszej połowie na tablicy widniał wynik- 45:42 dla Serbii, która, powiedzmy szczerze, byłą tylko o jedno posiadanie lepsza od rywali.
Spotkanie nabrało rumieńców w drugiej odsłonie, w której obie reprezentacje narzuciły szybsze tempo. W tej kwestii szczególnie zaskakiwali Czesi, którzy kompletnie nie przypominali tej kadry, która przyjechała na sparing z Polakami do Wałbrzycha, a którą miałem przyjemność oglądać na żywo. Wtedy grali oni spokojne, długo układane akcje i tylko epizodycznie korzystali z szybkich kontr. Wczoraj filozofia gdy trenera Ronena Ginzburga była inna- za wszelką cenę dotrzymać kroku Serbii i nie dać jej odjechać na bezpieczne prowadzenie. Plan minimum został wykonany, bowiem przed ostatnią ćwiartką Serbowie prowadzili- 67:63 i cały czas wynik pozostawał otwarty. 
W powietrzu czuć było nerwy i adrenalinę oraz determinację Czechów do sprawienia niespodzianki. Jednak w takich momentach najbardziej procentuje doświadczenie drużyny, którego Czesi mają jak na lekarstwo- ich największym osiągnięciem na EuroBaskecie jest 11. miejsce z 1999 roku. To wszystko przełożyło się na grę, gdzie reprezentanci Czech nie trafiali dziwnych i kombinowanych rzutów, a Serbowie cały czas, z zimną krwią, grali swoją koszykówkę. Spokojnie, punkt po punkcie budując korzystny wynik, który ostatecznie zatrzymał się na- 89:75. 
Swoją klasę, po raz kolejny, pokazał Milos Teodosic, który doskonale znajdował swoich kolegów na dogodnych pozycjach, co poskutkowało 14 asystami. Odpowiedzieć mu starał się Satoransky, który lepiej od swojego rywala spisał się w ataku, notując 20 punktów, ale dokładając jedynie 4 asysty. 
Serbowie w meczu półfinałowym zmierzą się z Litwa. Cóż to będzie za mecz! A Czesi zagrają o miejsca 5-8 z reprezentacją Włoch.


Najlepsi statystycznie: 

Serbia: Zoran Erceg: 20 pts, 3 reb, 2 as
Czechy: Jan Vesely: 23 pts, 10 reb

Włochy 85:95 Litwa
Gdy tylko koszykarski świat poznał ostatnią ćwierćfinałową parę, każdy nie mógł się doczekać tego widowiska, które zapowiadało się nad wyraz emocjonująco. Wątpię, aby ktoś czuł niedosyt po tym spotkaniu. Nawet kibice włoskiej reprezentacji muszą przyznać, że był to kawał dobrego, byczego koszykarskiego tortu. Naprzeciwko siebie stanęły dwie reprezentacje, charakteryzujące się skrajnie różnymi filozofiami gry. Włosi przez cały turniej grają atakiem 5-0, bardzo dobrze eksploatując talent do akcji indywidualnych swoich zawodników oraz ich umiejętności strzeleckie. Z kolei Litwini charakteryzują się głębią ławki rezerwowych złożonej z solidnych zadaniowców oraz z dominacji w polu trzech sekund swojej największej gwiazdy- Jonasa Valanciunasa. Całe spotkanie wyglądało jak pojedynek dwóch najlepszych bokserów, którzy raz za razem wymieniali się ciosami i żaden z nich nie był wyraźnie lepszy. O wyniku takich spotkań decydują niuanse. Słaba skuteczność Belinelliego zza łuku? Dominacja litewskiego środkowego pod koszem? Zmęczenie pierwszej piątki Włochów, która spędziła na parkiecie znaczną część czasu? Na pewno każda z wymienionych okoliczności nie była bez wpływu na ostateczny wynik, który musiał wyśrubować się dopiero w dogrywce, w czasie której lepiej zaprezentowali się Litwini i to oni mogli cieszyć się z awansu do półfinału.
Zwycięską w tym spotkaniu grę zawodników trenera Jonasa Kazlauskasa można omawiać pod wieloma kątami. Przyjrzyjmy się kilku z nich. Na pierwszy plan we wspomnianym meczu wysuwa się bardzo mądrze rozgrywany atak ekipy litewskiej, który polegał na wykorzystywaniu większości czasu gry na znalezienie dogodnej pozycji dla któregoś z zawodników. Pochwalić trzeba ball movement Litwy, który nieraz był kluczem do defensywy Włochów. Jednak wisienką na tym torcie było aż 28 asyst całej drużyny ( 16 asyst Włoch) oraz 23 punkt zdobyte przez ławkę rezerwowych (12 ławka włoska). Nic dodać, nic ująć. Kolejnym aspektem było całkowite zdominowanie pola 3 sekund przez gracza Toronto Raptors. Trener Simone Pianigiani w ogóle nie mogł znaleźć odpowiedzi na Valanciunasa, który robił to, co najlepiej potrafi i skończył mecz z dorobkiem 26 pkt (85%) oraz 15 zbiórek. 
Na sam koniec należy pochwalić Litwę za znakomite przygotowanie fizyczne. Wszyscy wiemy, że mecze na takim turnieju są rozgrywane praktycznie codziennie. Więc, gdy drużyna gra mnóstwo zaciętych spotkań, nieraz z dogrywką, to sama robi sobie pod górkę. Otóż Litwini rozegrali dotychczas 6 takich spotkań i wygląda na to, że niestraszny im ponadprogramowy czas gry. 
Tak jak już wspomniałem, możemy zaklepać sobie miejsce w kalendarzu na półfinałowy mecz Litwy z Serbią. Będzie, co oglądać. 


Najlepsi statystycznie: 

Włochy: Danilo Gallinari: 17 pts, 6 reb, 4 as, 3 st
Litwa: Jonas Valanciunas: 26 pts, 15 reb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz