sobota, 31 października 2015

Magiczne podwórko: prawie... ale jeszcze nie


Witajcie magiczni kibice oraz wy wszyscy, którzy macie chęć poczytać o drużynie z Orlando. Sezon z dnia na dzień coraz bardziej nabiera rumieńców, a wszystkim zapaleńcom spod znaku NBA coraz bardziej czerwienieją oczy z powodu zarwanych nocy. Jako, że drużyna spod znaku Magii (i cudów) na dobre zaczęła rozgrywki, dlatego i my wracamy z naszym cyklem. Sprawdźcie, co działo się na Florydzie przez ostatnie kilka dni.



Orlando Magic 87:88 Washington Wizards

Drużynie Orlando Magic pierwsze spotkanie 70. sezonu NBA przyszło stoczyć we własnej hali z Washington Wizards, którzy są wymieniani jednym tchem obok, między innymi: Cavs, Bulls, Heat, jako pretendenci do finału ligi z ramienia wschodu. Wiadomym było, że nie będzie to spacerek. Nawiasem mówiąc, obecny sezon będzie naprawdę ciężki dla podopiecznych trenera Skilesa, którzy każde upragnione zwycięstwo będą musieli okupić masą pracy i wyrzeczeń.
Niestety Magic po wielu emocjach zaczęli rozgrywki od porażki- 88:87. Oczywiście można pocieszać się faktem, że to tylko jeden punkt z silną drużyną Wizards, ale ja odnoszę wrażenie, że ten mecz był jak najbardziej w naszym zasięgu, a o ostatecznym wyniku zdecydowały "małe" błędy.


Pierwszym zawodnikiem, na którego zwróciłem moją uwagę był Mario Hezonja- wybrany z 5. numerem tegorocznego draftu. W jego wypadku potwierdziło się wszystko to, co mówili o nim skauci przed naborem. Ofensywa Mario stoi na bardzo wysokim poziomie. Miło jest patrzeć, kiedy bez cienia respektu kuje trójki sprzed twarzy rywala. Owszem brakowało dynamicznych wjazdów pod kosz z jego strony, nie obyło się bez dwóch air balli. Ale w ogólnym rozrachunku jego postawę na atakowanej części parkietu należy ocenić na plus ( 11 pts, 4/9 FG, 3/5 za 3).
Niestety Mario Hezonja nie dał nam podobnie solidnego popisu w defensywie. Na tę przypadłość również zwracali uwagę skauci NBA. Wielokrotnie zbyt daleko odchodził od swojego zawodnika, czym stwarzał możliwość zdobycia łatwych punktów przez rywala. Mario musi bardziej skupić się na przedmeczowych analizach, żeby zapamiętać, którego z przeciwników można z czystym sumieniem odstąpić na dystansie.
Kolejnym mankamentem była selekcja podań. Podawał on piłkę kolegom z drużyny jakby ręce odmówiły mu posłuszeństwa, co szybko poskutkowało 4 stratami. Owszem możemy powiedzieć, że to pierwszy jego mecz w NBA i że presja miała tutaj ostatnie słowo. Jestem skłonny się z tym zgodzić, ale na Hezonję, który malowany jest na faceta bez psychiki, nie powinna ona mieć takiego wpływu. Chyba sami przyznacie, że trzeba mieć silną głowę, aby grać z numerem 23 na plecach?
Jeśli już jesteśmy przy psychologii, to warto pobawić się w lekką analizę. W spotkaniu przeciwko Wizards zaobserwowałem to, czego trochę się obawiam- Mario jest skłonny bardzo szybko "podpalać" się po celnych rzutach. Z jednej strony to dobrze, bo szybko może być na przysłowiowym ogniu, ale jeśli tylko dobra passa się skończy, to może poskutkować to frustracją, forsowaniem rzutów i ustawianiem gry pod siebie. Trenera w tym głowa, aby do tego nie dopuścić.


Bardzo dobrze w inauguracyjnym spotkaniu zaprezentował się Aaron Gordon. Jego dynamiczna gra oraz zaangażowanie w obronie cieszyły oko. Trzeba docenić również to, że powiększył on swój wachlarz zagrań w low post. Jeśli tylko nie posypie go jakaś poważna kontuzja (nie daj Boże!), a trener obdarzał go będzie coraz większym zaufaniem i czasem gry, to możemy być świadkami objawienia tego sezonu. Na co skrycie liczę.
Pochwalić należy również całą ekipę za bardzo dobrą obronę. Rzeczywiście defensywa może i ma być znakiem firmowym Magic. Jeśli chcecie zobaczyć ekipę, która potrafi przechwycić 3 piłki z rzędu, doprowadzić do błędu kroków i 24 sekund, to oglądajcie spotkania Orlando.

Wydaje się, że o ostatecznym wyniku zdecydowała przede wszystkim skuteczność. Oddanie w regulaminowym czasie gry 100 rzutów, a trafienie tylko 37 zakrawa o absurd. Dobra, to dopiero początek sezonu i takie rzeczy mają prawo się zdarzyć, ale nigdy więcej.



Orlando Magic 136:139 Oklahoma City Thunder

W drugim spotkaniu tego sezonu, Orlando Magic przyszło zmierzyć się z jeszcze silniejszą drużyną z Oklahomy. Jak widzicie terminarz nie jest nam przychylny, bowiem przed podopiecznymi Scotta Skilesa pojedynki z: Bulls, Pelicans, Rockets. Szczerze mówiąc, to gdzieś z tyłu głowy wiem, że Magic mogą skończyć tę batalię nawet z bilansem 0-5.


Jeszcze przed spotkaniem na fanpage'u Kosza na drzewie zapowiadałem, że OKC przegrają z Orlando. I owszem, pierwsze trzy kwarty na to wskazywały. Co więcej, Magic momentami potrafili wyjść na 18-punktowe prowadzenie, czego nie mogłem przewidzieć w najśmielszych snach. Tego meczu nie można opisać w krótkim podsumowaniu. Musicie go obejrzeć, bowiem jest to kandydat (już!) do najlepszego spotkania w tym sezonie. Wystarczy tylko spojrzeć na wynik...


Gospodarzy należy pochwalić za odrobioną lekcję ze spotkania z Wizards, czyli poprawienie skuteczności. Do drugiej połowy była ona na znakomitym poziomie 67%.
Na pochwałę w szeregach Magic zasługuje przede wszystkim Victor Oladipo. Po pierwszym meczu miałem do niego pretensje, że odrobinę ucieka od roli lidera zespołu, kiedy nie decydował się na rzuty z dogodnych pozycji. Jednak przeciwko OKC, Victor pokazał się z innej, lepszej strony. Widział bardzo dużo na parkiecie, dowodził całą ekipą. Nade wszystko- dał nadzieję na wygranie meczu w końcówce oraz doprowadził do drugiej dogrywki. Jego dobra postawa poskutkowała pierwszym triple-double w NBA w tym sezonie (21 pts, 10 as, 13 reb).
Cieszy również fakt, że Vucevic miewał solidne przebłyski w obronie. Zerknijcie na 5 bloków w statystykach. Oby tak dalej.
Ponownie dobrze spisał się Aaron Gordon- zdobywca 15 punktów na 100% skuteczności z gry. Wykonywał on kawał dobrej roboty w defensywie, a zadanie wcale nie miał łatwe, bowiem oddelegowany był do krycia Kevina Duranta.

Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to z pewnością będzie to zastawienie tablicy przez graczy Orlando. 22 zbiórki w ataku OKC na pewno walnie przyczyniły się do ich ostatecznego zwycięstwa. Powiedzmy sobie szczerze, zawodnicy Magic nie powinni byli pozwolić na aż 5 zbiórek ofensywnych rozgrywającego- Westbrooka.



Niestety po dwóch spotkaniach Orlando Magic nie doznało jeszcze smaku zwycięstwa. Co więcej, w żołądku pozostaje niedosyt po meczach, które zdecydowanie mogli wygrać. Zawodnicy na pewno grają o wiele lepiej niż w poprzednim sezonie. To dobrze wróży na przyszłość. Oby jak najszybciej przekuli dobrą grę w zwycięstwo, które podbuduje ich morale na starcie sezonu. GO MAGIC!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz