Dziś rozpoczyna się sezon zatem czas na ostatni skarb kibica! Już dziś w nocy zobaczymy aż 3 drużyny z tej dywizji. Mowa tu o jednej z najbardziej znanych dywizji w NBA – Central Division. Pojedynki między Cleveland Cavaliers, a Chicago Bulls wywoływały zazwyczaj ogromne zainteresowanie, ze względu na niesamowite osiągnięcia Jordana w każdym meczu przeciw Cavs. Oczywiście nie możemy zapomnieć o Bad Boys z Detroit i frustracji Jordana w latach 87-90. Jednakże, nie ma co wspominać, czas przejrzeć roszady w składach poszczególnych drużyn z tej Dywizji.
Cleveland Cavaliers
Dołączyli: Mo Williams (Hornets), Richard Jefferson (Mavericks), Sasha Kaun (CSKA Moskwa), Austin Daye (Hawks), Sir’Dominic Pointer (draft).
Odeszli: Kendrick Perkins (Pelicans), Mike Miller, Brendan Haywood (bez klubu, obaj zwolnieni przez Blazers), Shawn Marion (zakończenie kariery).
Trener: David Blatt
Szpital króla
Rok temu w sercach fanów Cavs do życia powrócił płomień nadziei na zdobycie mistrzostwa NBA. Co zabawne ten sam płomień rozpalił koszulki Mesjasza z Ohio w 2010 roku, kiedy ogłosił przeniesienie swoich talentów na South Beach.
Powrót LeBrona do rodzinnego Ohio zapowiadało kilka jaskółeczek, które z pozoru nie były istotne, ale były właściwie ogromną zapowiedzią nadchodzących zmian. Ciężarówki pod domem Jamesa w Miami, bannery w Cleveland były cichą zapowiedzią istnej rewolucji.
David Griffin jest niesamowitym szczęściarzem. Przypominam, że w ciągu ostatnich 5-ciu lat, Cleveland Cavaliers wylosowali 3 pierwsze wybory w drafcie. Dwa wykorzystali świetnie (Irving 2011, Wiggins 2014), jeden niestety zmarnowali. Anthony Bennett nie był, nie jest i nie będzie zawodnikiem, który powinien zostać wybrany w drafcie z 1 numerem. Ten numer przekreślił jego karierę nawet jako niezłego zadaniowca, jako gracza NBA. Brawo David, to był naprawdę świetny wybór! Nie zmienia to jednak faktu, że wybór Andrew Wigginsa z pierwszym numerem w drafcie 2014 był furtką do ogromnych zmian w Cleveland.
Powrót LeBrona Jamesa w rodzinne strony został bardzo dobrze przyjęty przez media, był swego rodzaju odkupieniem za telewizyjną „Decyzję” 5 lat temu. Powrót ów wiązał się także z powrotem Cavs na czołowe miejsca konferencji Wschodniej. LeBron James zapowiedział, że nie opuści Ohio do końca swojej kariery (i mam wrażenie, że tego słowa nie złamie). Za tą zapowiedzią widziana była również zapowiedź przywiezienia pucharu Larry’ego O’Brien’a do Cleveland.
Do Ohio, z zimnych stron USA przybył również jeden z najlepszych strech-four w lidze – Kevin Love, przez co apetyt na mistrzowski banner wiszący pod kopułą Hali Quicken Loans Arena jeszcze bardziej się zaostrzył. W wymianie z udziałem Kevina do Minnesoty powędrowali wymienieni już wyżej Wiggins oraz Bennett. Niezawodny w takich sytuacjach Sam Hinkie również wysłał do Minnesoty jednego ze swoich lepszych zawodników – Thaddeusa Younga w zamian za pierwszorundowy pick w drafcie 2015 od Cavs.
Zaś na ławce trenerskiej zasiadł człowiek, który w Europie zdobył wszystko, co mógł zdobyć. David Blatt przybył do Ohio prosto z Izraela, gdzie trenował w latach 2010-2014 Maccabi Tel Aviv.
W sezonie zasadniczym do Cavs dołączyli również J.R. Smith, Iman Shumpert oraz Timofiej Mozgov. Ten etap rozgrywek zakończyli na drugim miejscu Konferencji Wschodniej z bilansem . W pierwszej rundzie fazy Play-Off trafili na Boston Celtics. W 4 meczu serii, przy stanie 3-0 dla Cleveland kontuzji doznał Kevin Love (przy małej pomocy Kelly’ego Olynyka), ale Cavs wygrali tę serię 4-0, po czym przystąpili do rywalizacji z Bulls (o tej rywalizacji przy zapowiedzi Chicago Bulls), którą również wygrali 4-2. Finał Konferencji Wschodniej rozgrywali bez przewagi własnego parkietu, ale rozbili Atlantę Hawks , która nie grała swojej fantastycznej koszykówki z sezonu regularnego.
Finał NBA. Kto się tego spodziewał w pierwszym roku po powrocie LeBrona do Cavs? Drużyna Davida Blatta przystępowała do serii z Golden State Warriors nieco połamana, a już po pierwszym meczu LeBron został na placu boju właściwie sam – kontuzji doznał Kyrie Irving. LeBron dwoił się i troił, ale to Warriors wygrali serię 4-2 i zdobyli mistrzostwo NBA, a LeBron po raz kolejny sam walczył z kolektywem (Spurs 2014) i niestety przegrał.
Zdrówka, szczęścia…
Życzenia urodzinowe/świąteczne/okolicznościowe są zawsze takie same. Dużo szczęścia, zdrowia i tak dalej. Na dobrą sprawę, w poprzednim sezonie tej drużynie zabrakło tylko tych dwóch rzeczy. Kyrie Irving prawdopodobnie nie wróci wcześniej, niż w grudniu. Problematyczną sprawą tego rozgrywającego jest fakt, że to nie jest jego pierwsza kontuzja i zapewne nie ostatnia. Kyrie nie zagrał w trakcie swojej kariery ani jednego całego sezonu zasadniczego. Jednym z kluczy do sukcesu Cavs w tegorocznej kampanii jest ZDROWY Irving w fazie Play-Off.
David Blatt będzie go oszczędzał? Wydaje mi się, że jest tego wysokie prawdopodobieństwo patrząc na sukces z poprzedniego sezonu – udział Cavs w Finałach 2015 należy uznać za sukces, ponieważ ich roster był strasznie wyniszczony przez kontuzje. Przy oszczędzaniu należy jednak pamiętać o tym, żeby na Irvingu nie zostało za dużo rdzy (patrz Derrick Rose). Wychowanek Duke debiutował w tym sezonie w fazie rozgrywek posezonowych notując solidne 19 punktów na mecz przy 44% z gry, dodając do tego średnio 3,8 asysty przy 1,5 straty na mecz. Irving robi ogromną różnicę w ofensywie Cavs, rozciągając grę oraz strasząc rywali czy to wejściem pod kosz, czy rzutem z dystansu (45% za trzy).
Kolejnym debiutantem w Play-Off 2015 był nie kto inny, jak Kevin Love. Skrzydłowy od początku swojej kariery (sezon 2008-2009) nigdy nie brał udziału w Play-Off. W poprzednim sezonie zakończył rozgrywki z zerwanym obrębkiem stawu w lewym ramieniu otrzymał już zielone światło od lekarzy. Podpisał również pięcioletni kontrakt wart , dodając przy tym, że „Ma w Cleveland niedokończone sprawy”. Ostatnio pojawiają się pogłoski, że rola Kevina ma wzrosnąć w nadchodzącym sezonie, a same statystyki skrzydłowego mają wrócić do tych, którymi legitymował się w Timberwolves – około 26 punktów i 13 zbiórek na mecz, co może być naprawdę dużym plusem dla Cavs, gdyż zdejmie sporo ciężaru gry z LeBrona Jamesa. Zdrowie Kevina jest również kluczowe dla ewentualnej mistrzowskiej kampanii Króla i jego świty. Z nim Cavs na parkiecie zdobywają o 5 punktów więcej niż bez niego, wzrasta również liczba asyst (wg 82games.com).
Kevin potrafi zagrozić rywalowi zza linii, dzięki czemu wyciąga swojego obrońcę na obwód, zostawiając więcej miejsca pod koszem dla pewnego Czołgu oraz wcześniej wspomnianego Irvinga.
Problemy nie imają się również wspomnianego wyżej Czołgu – LeBrona Jamesa. Osobiście twierdzę, że najlepszy aktualnie gracz na ziemi, w pełni wykorzystuje swoje atuty fizyczne jakimi dysponuje i można przyrównać go do czołgu – duży, silny, zapewnia ogromną siłę rażenia. Jednakże, tak jak wcześniej wspomniałem, także Króla dopadają niekiedy problemy zdrowotne, w głównej mierze związane z przeciążeniem pleców. Jednakże w Cleveland wolą dmuchać na zimne – James dostał wolne od meczy przedsezonowych i do gry wróci dopiero na inaugurację sezonu z Bulls (to już za 8 dni!).
Jeździec bez głowy
Ławka Cleveland ma nieco większą głębię w tym roku. Powrócił Mo Williams, który walczył ramię ramię z Królem w przegranych wówczas Finałach Konferencji Wschodniej 2009 z Orlando Magic. Poprzedni sezon rozegrał w barwach Minnesota Timberwolves oraz Charlotte Hornets i notował 14.2 punktu na mecz przy 40% skuteczności z gry.
Mamy również człowieka, który bardzo naraził się niektórym osobom w poprzednim sezonie. Jego waleczność doprowadziła do kontuzji Kyle Korvera, przez nią miał nieprzyjemne spotkanie z Tajem Gibsonem oraz z łokciem Ala Horforda. Matthew Dellavedova jest niezłym zadaniowcem, który potrafił się przeciwstawić Stephenowi Curry’emu przez całe dwa mecze (co i tak jest sporym osiągnięciem patrząc na wiek i doświadczenie Australijczyka). 25 latek został na jeden rok w Cleveland za co zarobi 1.2 mln $, po czym wejdzie na rynek wolnych agentów (a przypominam, że płace idą w górę). Czy w trakcie tzw. Contract Year będzie w stanie zabłysnąć na tyle, aby otrzymać wieloletni kontrakt od Cavs? O to musi sam zadbać.
Do tego dochodzi Varejao wracający z kontuzji, której doznał w połowie sezonu, mamy również debiutanta Joe Harrisa, Jamesa Jonesa i Richarda Jeffersona, a także innych debiutantów, których nie znam.
Zaraz, zaraz… Kim jest jeździec bez głowy? No tak. J. R. Smith to dowódca ławki Cavs. O dziwo, w momencie zmiany barw na bordowo-złote (Griffindor!) zmienił dość poważnie swoje podejście do koszykówki. Przestał rozwiązywać graczom buty i sprawiać problemy wychowawcze. Dlaczego o tym piszę? Bo ten przykład pokazuje z jakiego rodzaju liderem (w postaci LBJ) mamy do czynienia. J. R. Smith potrafi wystrzelić (3 mecz z Bulls podczas Play-Off), gra o wiele mądrzej i dokładniej. Widać, że zmieniła się również jego etyka pracy. Dla porównania – po przenosinach z Madison Square Garden jego wskaźniki wzrosły do 12.7 punktu na mecz (10.9 w Nowym Jorku) przy skuteczności 42% (40% w Knicks) przy czym oddaje porównywalnie lub nieco więcej rzutów na mecz.
Jednakże nie zmieniło się u niego jedno – nierówna gra. Ma dni, w których naprawdę potrafi położyć przeciwnika na łopatki i niemiłosiernie kąsać go rzutami za 3. Zdarzają się także takie, gdzie trafi 1 rzut na 6 oddanych. Jeśli to się zmieni i JR będzie grał regularnie, to Cavs mogą być spokojni o nastroje na ławce rezerwowych.
Swój cel osiągnął także Tristan Thompson. Okazało się, że to nie pieniądze były jabłkiem niezgody pomiędzy Cavs, a ich skrzydłowym. Chodziło o rodzaj umowy – Tristan chciał gwarantowanej umowy na pięć lat, której ekipa z Ohio nie chciała mu dać. Zakończyło się podpisaniem kontraktu opiewającego na 82 mln dolarów za następne pięć lat gry. Co wnosi do składu Thompson? Dobrą obronę w pomalowanym, waleczność na deskach (= sporo zbiórek w ataku) oraz, być może najważniejsze – energię z ławki.
Cel na nadchodzący sezon? Nic innego poza mistrzostwem nie będzie sukcesem.
Chicago Bulls
Dołączyli: Cristiano Felicio* (Flamengo), Bobby Portis (draft), Jordan Crawford* (Fort Wayne Mad Ants, NBDL), Jake Anderson*(Gateway Steam, MPBA), Marcus Simmons
* kontrakt niegwarantowany lub częściowo gwarantowany
Odeszli: Nazr Mohammed (pozostaje bez klubu).
Trener: Fred Hoiberg
Miało być tak pięknie…
Pau Gasol, Nikola Mirotić, powrót Rose’a, rozwój Butlera. To miał być ten rok, w którym fani Bulls przestaną tak mocno wracać wspomnieniami do wyczynów Jego Powietrzności i 6 tytułów mistrzowskich. Niestety, mając bardzo mocny skład, najlepszy backcourt w lidze, Bulls po raz kolejny odpadli. Po raz kolejny na ryby wysłała ich drużyna LeBrona Jamesa. I nawet game-winner Derricka Rose’a w tej serii nic nie zmienił. Cavs odesłali Bulls do domu, kończąc rywalizację wynikiem 4-2.
Kurde. Coś musiało znowu nie zagrać. Tylko co? Butler rządził i dzielił (MIP za nic nie dostał), Pau przeżywał drugą młodość, Mirotić w połowie sezonu był wymieniany do kandydata do nagrody Rookie of the Year, nawet Rose zrobił swoje i zdecydował się na szybszy powrót do zdrowia po kolejnej kontuzji kolana (no bo chyba nikt nie oczekuje już od Darka, że będzie grał na poziomie MVP).
Szczęśliwej drogi już czas.
Jimmy Butler grał w tym sezonie średnio 39 minut na mecz, Derrick ze swoim strachem przed kontuzjami musiał spędzać na parkiecie średnio 30 minut w 51 meczach, w których zagrał, 34 letni (!) Gasol grał średno 34 minuty.
Rozumiem, wygrana wymaga poświęceń, ale bez przesady. Tom Thibodeau w swojej pięcioletniej przygodzie z Bulls na stanowisku Head-Coacha wygrał 64% meczów w sezonie zasadniczym. Niezły wynik, biorąc pod uwagę problemy zdrowotne, które rok w rok wyniszczały Bulls od środka. 45% wygrany w Play-Off to nie jest już tak dobry wynik. W ciągu pięciu lat, Tom doprowadził Bulls tylko do finału Konferencji Wschodniej w 2011 roku, w której Byki musiały uznać wyższość Big Three z Miami i przegrali 4-2.
Problemy zdrowotne targające Bulls przez ostatnie sezony wynikają z kilku rzeczy, które wprowadził nie kto inny, jak sam Thibs. Zbyt duże obciążenia graczy treningami powodują kontuzje. Zawodnicy to nie maszyny, które będą grały na najwyższym poziomie przez kilka lat, grając 40 minut na mecz.
Thibodeau jest bardzo dobrym defensywnym trenerem. Pod jego wodzą Bulls byli jedną z najlepszych defensywnych kolektywów w ciągu tych pięciu lat. Zawodnicy z Chicago gryźli każdy centymetr parkietu. W ofensywie zespół bazował tylko i wyłącznie na talencie. To Rose’a, to Gibsona, to Butlera, to Gasola. Przypominam także o epizodzie Nate’a Robinsona, który swoją drogą też był eksploatowany (mecz nr 3 z Brooklyn Nets, gdzie praktycznie w pojedynkę pociągnął Bulls do zwycięstwa w trzech dogrywkach). W drużynie z Chicago nie występowała jakaś większa filozofia grania po atakowanej stronie boiska.
I tak oto, przez problemy z kontuzjami, przez kłótnie z nieugiętym zarządem Bulls (sytuacja Jackson-Krause 1998 pokazuje tę nieugiętość) Thibs wyleciał po sezonie 2014/15. Szczerze powiedziawszy jako fan Bulls mogę powiedzieć – nareszcie. Nie kwestionuję umiejętności Thibsa jako trenera, bo taką koszykówkę Bulls znam ja (wcześniejszych nie znam, mam za mało lat, bym mógł oglądać Jego Powietrzność w latach dominacji), ale wierzę, że Bulls odbudują swoją potęgę pod wodzą nowego trenera Freda Hoiberga. Były szkoleniowiec Iowa State Cyclones jest znany ze swojego ofensywnego podejścia do gry. Jednakże jest jeden mały szkopuł – musi zrewolucjonizować grę Bulls w tym sezonie. Czy trener debiutant podoła temu wyzwaniu? Przykład Steve’a Kerra pokazuje, że Trener-Debiutant też może podbić ligę. Defensywa Bulls będzie działać nadal na podobnych schematach co można uznać za ukłon w stronę Thibodeau.
Problemy wychowawczo-przywódcze
W mediach pojawiają się od jakiegoś czasu spekulacje o rzekomym konflikcie na linii Rose-Butler. I chociaż Jimmy uspokaja media mówiąc, że „Między nami nic nie ma”, to niektóre sytuacje i niektóre komentarze wskazują na coś innego. Czytałem kilka artykułów na temat tego, jak Butler ocenia etykę pracy Rose’a. Wytyka mu błędy i niedokładność w tym co robi, nie pozbawiając mediów powodów do podejrzeń. Swoją drogą, sama postać Darka Róży jest już dla mnie swego rodzaju zagadką. Lubię go. Wbrew wielu niepochlebnych opinii, nadal lubię Derricka, bo dzięki niemu zacząłem kibicować Bulls, ale nie o tym rzecz. Tegoroczne media-day z udziałem 27 latka zaskoczyło nie tylko mnie, ale i dość sporą część koszykarskiego świata. Umówmy się jasno – Rose nie raz palnął głupim tekstem czy to na konferencji, czy w wywiadach. Rose może nie jest bardzo inteligentnym człowiekiem.
Jednakże, kiedy zarabiasz ponad 20 milionów zielonych na sezon i za każdym razem płaczesz, że boisz się o przyszłość swojego zdrowia to należy troszkę puknąć się w głowę. Znam wielu ludzi, którzy nie zważając na konsekwencje grają w koszykówkę ZA DARMO, często gęsto jeszcze płacąc – bo to salę trzeba wynająć, bo to trzeba za wpisowe do Amatorskiej Ligi zapłacić. Nie tego oczekuje się po byłym MVP ligi oraz człowieku, który rozbudził nadzieję w sercach fanów Bulls.
Wracając do media-day. Derrick Rose nie jest bardzo inteligentny, ale w momencie kiedy kolejny rok z rzędu masz wokół siebie zbudowaną ekipę (właśnie… wokół niego czy wokół Butlera?), która jest w stanie zdobyć mistrzostwo, nie powinieneś mówić, że jesteś skupiony na off season 2017, bo tam czeka Cię kolejne podpisanie kontratku, prawda?
Tak idiotyczne wypowiedzi lidera (?) Byków naprawdę każą pochylić się nad zmianą kierunku rozwoju zespołu. Jimmy Butler w zeszłym sezonie zaliczył niesamowity skok w ataku. Z elitarnego defensora stał się bardzo dobrym obrońca, a z niezłego atakującego stał się prawdziwym postrachem obrońców. Rzut za 3, rzut z półdystansu, wejście na kosz – Jimmy rozwinął się w każdym z tych kierunków. Stał się również mocniejszy mentalnie i udowadnia swoją grą na parkiecie, że to wokół niego powinno budować się tę drużynę.
Przypomina mi się sytuacja, gdy Magic musieli wybrać między O’Nealem, a Hardawayem. Wybrali tego drugiego. O’Neal zdobył 3 tytuły w Lakers i jeden w Miami, Hardaway do końca kariery borykał się z kontuzjami. Wierzę, że zarząd Bulls wyciągnie z tej historii odpowiednie wnioski.
Chicago jak zwykle połamane.
Kwestie problemów zdrowotnych nadal ciągną się za drużyną Reinsdorfa. Kontuzja kostki Taja Gibsona odnawia się co chwilę, Noah wciąż nie może dojść do siebie po kontuzji kolana, problemy ma również Mike Dunleavy Jr.
Pau Gasol ma za sobą bardzo ciężki sezon, a także wspaniały, ale równie ciężki Eurobasket. Wielokrotnie brał na siebie ciężar gry reprezentacji Hiszpanii, co zaowocowało zdobyciem nagrody MVP turnieju, a także Mistrzostwa Europy i Kwalifikacji Olimpijskiej.
Na ławce znajduje się wielu młodych, perspektywicznych graczy. Tony Snell (szkoda, że ściął dready) ma potencjał i warunki na bycie elitarnym defensorem na pozycji 1-3, Doug McDermott ma za sobą niezłe występy w Summer League, Nikola Mirotić był wymienny do laureata nagrody Rookie of the Year. Hoiberg musi znaleźć optymalne połączenie między młodością i doświadczeniem, a także mądrze rotować składem, aby nie przeciążać bardziej podatnych na kontuzje zawodników.
Podsumowując – Chicago Bulls kolejny rok z rzędu mają bardzo mocny skład mogący zdobyć mistrzostwo NBA. Fred Hoiberg stoi przed bardzo ciężkim wyzwaniem, gdyż inny wynik niż Finały i ich wygranie, nie wchodzi w grę.
Indiana Pacers
Dołączyli: Monta Ellis (Mavericks), Jordan Hill (Lakers), Chase Bidunger (Timberwolves), Glenn Robinson III (Sixers), C.J. Fair (Fort Wayne Mad Ants, NBDL), Toney Douglas (Pelicans), Myles Turner, Rakeem Christmas, Joseph Young (wszyscy wybrani w drafcie, Christmas przez Timberwolves).
Odeszli: Roy Hibbert (Lakers), David West (Spurs), Luis Scola (Raptors), C.J. Watson (Magic), Chris Copeland (Bucks), Donald Sloan (Nets), Damian Rudez (Timberwolves).
Trener: Frank Vogel
Zeszłoroczna Kampania Pacers pozostawiła wiele do życzenia. Z najlepszej drużyny w Konferencji Wschodniej, która dostała się do finału konferencji w Play-Off 2014, drużyna z Indianapolis spadła do miejsca, w którym problemem było zakwalifikowanie się do Play-Off, co, de facto, im się nie udało. Oczywiście podstawowym problemem Franka Vogela w kampanii 2014/2015 był brak Paula George’a, który doznał otwartego złamania kości strzałkowej i piszczelowej podczas sparingu na campie USA rok temu. Dodając do tego spore problemy zdrowotne (jedynym zawodnikiem, który zagrał dla Pacers wszystkie 82 mecze w zeszłym sezonie był Solomon Hill) całego rosteru Pacers nie mieli większych szans na dotarcie do Play-Off, mimo że do końca liczyli się w walce o rozgrywki posezonowe.
Odeszło 3 z 5 graczy, który w 2014 roku, w finałach Konferencji Wschodniej ulegli Miami Heat. Dawid West wybrał malutki kontrakt, pozwalający mu zdobyć mistrzostwo – odszedł do San Antonio Spurs, podpisując dwuletnią umowę, dzięki której otrzyma 3 miliony dolarów. W zeszłym sezonie do Charlotte odszedł Lance Stephenson, a w tegorocznym offseason do Los Angeles Lakers za czapkę gruszek został wysłany Roy Hibbert, co dość jednoznacznie określa obrany przez Franka Vogela kierunek.
W zasięgu Pacers są nawet Finały NBA, lecz wszystko zależy od tego, z jak dużą konsekwencją Frank Vogel będzie wprowadzał swoje założenia w ataku. W Pacers zmieniło się dużo – pozbyto się drewnianego centra, który pomimo swoich defensywnych walorów, spowalniał grę w ataku. Na pozycję silnego skrzydłowego przesunięto Paula George’a, dla którego nie jest to idealne rozwiązanie, co kilkakrotnie podkreślał w wywiadach. Sam pomysł nie jest głupi, co pokazało starcie z Pelicans w preseason. Anthony Davis miał spore problemy z kryciem George’a. Jednakże, z racji tego, że każdy medal ma dwie strony, obnażyło to też ogromne problemy w kryciu wyższych i silniejszych zawodników przez Paula. Davis rzucił mu 18 punktów w trakcie 16 minut.
Jednym z większych wzmocnień Pacers na ten sezon jest ściągnięcie Monty Ellisa z Dallas Mavericks. Rzucający obrońca za 4 lata gry otrzyma 44 miliony dolarów. 30-letni obrońca będzie dużym wsparciem dla George’a w ofensywie, ale będzie także luką w defensywie zespołu, którą Pacers muszą załatać.
Warto zwrócić również uwagę na świetnego w Lidze Letniej Mylesa Turnera, który został wybrany z 11 numerem draftu. Ma on zastąpić Roya Hibberta. Turner jest utalentowanym graczem, który ma świetny instynkt do zbiórek, a także zadatki na najlepszego Rim-Protectora w lidze, za czym przemawiają jego fenomenalne warunki fizyczne. Mierzący 211 cm center potrafi zagrozić również rzutem za 3, nieźle gra tyłem do kosza. Nie jest on jednak ani zbyt atletyczny, ani zbyt silny, ma również problem ze znalezieniem partnerów (20 asyst rozdanych w ciągu 739 minut!).
Fani Pacers o Play-Off powinni być raczej spokojni. Powrót największej gwiazdy drużyny, nowy system gry nastawiony na podkręcanie tempa i niskich zawodnikach będzie świetną historią tego sezonu. Gdzie się zakończy? Wróżę Pacers 2 rundę Play-Off, maksymalnie Finał Konferencji Wschodniej.
Milwaukee Bucks
Dołączyli: Greg Monroe (Pistons), Chris Copeland (Pacers), Marcus Landry (CAI Zaragoza), Greivis Vasquez (Raptors), Rashad Vaughn (draft).
Odeszli: Zaza Paczulia (Mavericks), Ersan Ilyasova (Pistons), Jared Dudley (Wizards).
Trener: Jason Kidd
Czarny koń poprzednich rozgrywek
Milwaukee okazało się być atrakcyjniejszym miejscem do grania w koszykówkę niż Los Angeles. Zabawne? Bucks zaskoczyli wszystkich w poprzednim sezonie. Koziołki dochodząc do fazy Play-Off napędzili niezłego stracha Chicago Bulls, lecz przegrali z nimi 2-4 w serii i odpadli w pierwszej rundzie Play-Off. Teraz, proszę się przyznać – kto podejrzewał Koziołki o to, że będą 6 drużyną Wschodu?
Co wpłynęło na aż tak konkretny rozwój tej młodej drużyny? Osobiście twierdzę, że w większości za sukcesem Bucks w poprzednim sezonie stoi nie kto inny niż Jason Kidd. Generał objął ster głównego trenera rok temu po nieudanym romansie na Brooklynie z Piercem i Garnettem. Co dało się zauważyć po zmianie otoczenia trenera? Po szoku, którego powodem była kampania Nets 2013-2014 Kidd podszedł do tej drużyny z nieco innym nastawieniem. Widać, że świetnie dogaduje się z młodymi, gniewnymi, ale bardzo utalentowanymi zawodnikami. Kidd jest jedną z ikon NBA lat 20. więc nie dziwi fakt, że młodzież o wiele bardziej ufa trenerowi, niż dziadki, które budowały jego drużynę w poprzednim sezonie
Młodości czar
Jabari Parker, Michael Carter-Williams, Giannis Antetokounmpo. Mamy kolejną wielką trójkę? Pomimo braku doświadczenia wymienieni gracze mają w sobie ogromną ilość potencjału. Giannis już wyrasta na lidera zespołu, Carter-Williams wciąż pokazuje, że nie otrzymał statuetki Rookie of the Year za darmo. Jabari Parker ma za sobą stracony sezon – zerwał ACL w kolanie podczas meczu z Suns w grudniu poprzedniego roku. Jak będzie wyglądała jego gra po powrocie? Oczekiwania wobec niego są wysokie – drugi numer (podobno) jednego z najlepszych draftów ostatnich lat, wymieniany do zdobycia nagrody Rookie of the Year, przyrównywany talentem do Andrew Wigginsa, który ma za sobą udany sezon debiutancki.
W składzie Milwaukee możemy zobaczyć również takie twarze jak Chris Copeland, John Henson (który podpisał we wrześniu kontrakt opiewający na 45 milionów dolarów za 4 lata), mamy O.J. Mayo, który jest wciąż niezłym shooterem. Do Bucks podczas tego offseason dołączył Greg Monroe. Były skrzydłowy Pistons odrzucił propozycję Los Angeles Lakers i zdecydował podpisać 3 letnią umowę, dzięki której zarobi 50 milionów dolarów. Co otrzymają w zamian Bucks? Faceta, który może grać zarówno na czwórce jak i piątce. Greg w zeszłym sezonie notował średnio 16 punktów i ponad 10 zbiórek na mecz.
Milwaukee Bucks już w zeszłym sezonie pokazali, że chcą i potrafią wygrywać. Dołączyli do swojego składu kilku zawodników, którzy z miejsca mogą robić różnice. Młode Koziołki na pewno wejdą do Play-Off, ale niestety, nie wróżę im niczego więcej poza drugą rundą.
Detroit Pistons
Dołączyli: Aron Baynes (Spurs), Steve Blake (Blazers), Reggie Bullock (Suns), Danny Granger (Heat), Ersan Ilyasova (Bucks), Marcus Morris (Suns), Stanley Johnson (draft), Darrun Hilliard (draft).
Odeszli: Greg Monroe (Bucks), Caron Butler (Bucks), John Lucas III (Heat), Quincy Miller (Nets), Tayshaun Prince (Timberwolves), Shawne Williams (bez klubu).
Trener: Stan Van Gundy
Jeśli mam być szczery – uwielbiam oglądać Detroit Pistons z lat 80. XX wieku. Pomimo tego, że wiele razy spekulowano, czy faule popełniane przez graczy Pistons nie powinny być podstawą do wyrzucania graczy z boiska (a większość takich fauli powinna się zakończyć ‚czerwoną kartką’) uwielbiam defensywę, którą prezentowali. Dennis Rodman, Isiah Thomas, Bill Laimbeer. Synonimy defensywy, świetnej, acz nie do końca czystej
Andre Drummond jest przyszłością Pistons, co wielokrotnie podkreślano, a dobitnie pokazała sytuacja z Gregiem Monroe. Wielu widzi w nim jednego z czołowych środkowych ligi w najbliższych latach. Na Media-Day Drummond powiedział bezpośrednio, że drużyna ma dość przegrywania. Trudno się nie dziwić, patrząc na bilans Pistons od momentu wyboru centra w drafcie 2012 – 90-156. Potencjał Andrzeja ma zostać uwolniony przy Stanie van Gundy’m, który ma za sobą epizod w Orlando, gdzie pod jego skrzydłami Dwight Howard był najlepszym centrem w lidze, a Magic awansowali do Finałów NBA.
Van Gundy już zaczął przebudowę Pistons tworząc klona Orlando Magic z 2009 roku, który trafił do Finałów NBA. Mamy atletycznego środkowego, obok niego na pierwszym planie mamy Reggie Jacksona lub/i Brandona Jenningsa, a także skrzydłowych i obrońców potrafiących zagrozić z dystansu (Ilyasowa, Morris, Baynes).
Potencjalnym problemem Pistons w tym sezonie będzie obsadzenie pozycji rozgrywającego. Pistons mają dwóch graczy podobnej klasy i o podobnej charakterystyce gry. Czy Stan van Gundy pójdzie o krok dalej i dołączy do ruchu ‚small-ball’? Dwóch rozgrywających, którzy potrafią rozciągnąć grę, ale również zasiać zamęt pod koszem lub odegrać piłkę. Mamy również niezłą paczkę podkoszowych typu strech-four. To wszystko zapewnia Drummondowi o wiele więcej miejsca pod koszem. Po odejściu Grega Monroe na Andrzeju spocznie jeszcze większy bagaż oczekiwań co do wyników Tłoków w tym sezonie.
Kolejnym graczem wartym uwagi jest 8. numer tegorocznego draftu – Stanley Johnson. W wielu mock-draftach Johnson był upatrywany na 5-6 pick, zatem możemy mówić o swego rodzaju przechwycie, który na pewno będzie in plus w przyszłości. Jednakże jest jeden problem, który może zdecydowanie utrudnić 19-latkowi wejście w świat zawodowej koszykówki. W trakcie wakacji po bardzo ciężkiej walce, z nowotworem przegrała jego mama, przez co adaptacja w nowym otoczeniu może być o wiele cięższa niż przewidywano. Zarząd, sztab szkoleniowy oraz zawodnicy z klubu powinni zrobić wszystko, aby młody niski skrzydłowy w miarę szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu.
Co czeka Detroit w tym sezonie? Jest to dla mnie jedna wielka niewiadoma – z jednej strony mają na tyle mocny skład (na papierze), że są w stanie wejść do fazy play-off, z drugiej strony może im zabraknąć doświadczenia w najważniejszych momentach sezonu. Z całą sympatią życzę Pistons udziału w Play-Off.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz